Wspomnienia
absolwentów:
Spotkanie po latach - Matura 1957
Irena Skowronek - Bartkowska, matura 1964 r.
Nie do wiary jak ten czas leci! Niedawno szalona młodzież, pełna fantazji, śmiało patrząca
w przyszłość, choć w "naszych" PRL - owskich czasach na ogół nie wiedzieliśmy co nas może spotkać. Dziś stateczni obywatele, emeryci, renciści, babcie i dziadkowie.
Jak może pamiętacie, mieszkałam we Dworze, w Sudole (dziś w Warszawie).
W naszych licealnych czasach pisałam pamiętnik; dzięki niemu mogę dziś, choćby wybiórczo podzielić się z Wami wspomnieniami:
- 14 czerwca 1964 r. - otrzymanie świadectw dojrzałości. To był nasz świąteczny dzień! Staliśmy się dorośli, głównie na papierze świadectwa dojrzałości. Ale jacy byliśmy dumni! Nareszcie koniec budy! Wtedy mieliśmy jej dość a teraz z łezką w oku wspominamy tamte szkolne lata... Nasze podrywy, fascynacje, miłostki i miłości, porażki, zwycięstwa i to małe miasteczko, gdzie wszyscy się znali, na spacery chodziło się na cmentarz a na zakazanego papierosa do "Druciku" koło szkoły. Był Gaj i rynek ze sklepikiem pana Pomorskiego i psem Fafikiem. Pamiętam piekne "autobusy - ogórki", którymi codziennie wracałam ze szkoły z Józiem Lewandowskim, z którym teraz "wiszę" godzinami na skypie...
- 19 maja 1964 r. Matura pisemna z języka polskiego: Byłam już na nogach o godzinie 4 rano, na PKS wyszłam 6.45. Jak byłam ubrana? Normalnie, biała bluzka, półkoszulowa, czarna spódnica, sztywna halka, duńska z olbrzymią koronką. Zdawałam w czwartej grupie,
a wraz ze mną : Teresa Pierwocha, Olek Pieśniarski, Teresa Świerkowska, Wiesiek Szczęsny, Tadziu Zaśko, Andrzejek Żelazny. Pisałam trzeci temat: "Konfrontacje rzeczywistości społecznej dwóch dwudziestoleci powojennych na podstawie lektury Stefana Żeromskiego
i znajomości rzeczywistości". Napisałam 7 stron. Śniadanie było o godz. 10.30 : szklanka herbaty, oranżada, dwie kanapki z szynką, rzodkiewka, ogórek. Wyszłam o 13. Jutro matma.
- 20 maja, matematyka...przed szkołą wpadam do Baśki, potem do Wiktora po jakieś ludzkie tablice. Stoję w korytarzu, a tu wynurza się Wiktor, zapinający spodnie, koszule; chłopak wcale na oczy nie widział. Obudził się w końcu i przyrzekł, że za 20 minut będzie z tablicami u Baśki. Muszę powiedzieć, że nawet był! Przyniósł i to nawet dwie!
Wyszliśmy do budy. Ja pakuję pocięte kartki do stanika, do rękawa, połowę dała Iśce Wójcikównej, trochę Wessowi i wchodzimy. Siadamy! Chwila grozy! Profesor Smołowikowa pisze tematy na tablicy, po klasie chodzi Supernat.
(...) Było kapitalnie!
Czerwcowy Zjazd Absolwentów 2010 r to moja pierwsza wizyta w tym mieście od 1965 roku. Aż się boję!
Wszystkich serdecznie pozdrawiam
Liceum
Ogólnokształcące im. Mikołaja Reja w Jędrzejowie zawsze
będzie w mojej pamięci związane z Paniami z biblioteki
szkolnej oraz panią wychowawczynią Panią Marią Smorąg. Czas
spędzony w bibliotece był i jest bezcenny. Każde słowo,
które tam usłyszałam, pomagało mi we wzrastaniu w mądrości i
poszanowaniu poglądów innych ludzi. Panie z biblioteki, obok
moich rodziców i brata, były dla mnie głosicielami
wzniosłych idei i dobrych uczynków, rzeźbiarzami mojej
osobowości. Były moimi autorytetami. To m.in. dzięki tym
osobom osiągnęłam sukces w życiu, jestem szczęśliwym
człowiekiem. Z perspektywy czasu myślę, że czas spędzony w
liceum był błogosławieństwem mojego okresu dojrzewania,
mojego życia.
Z całego serca dziękuję wszystkim nauczycielom za trud
wychowawczy włożony w ukształtowanie mojej osoby, mojego Ja.
Ewelina Zbrońska rocznik 1997
Nauka w
liceum przebiegała dość sprawnie- z jednym mankamentem-
zawsze byłam pytana jako pierwsza, ponieważ miałam pierwszy
numer w dzienniku. Pamiętam również, że studniówka trwała
tylko do godziny 21.30- ze względu na ówczesną sytuację
polityczną.
Grażyna Adamus-Niźnik Matura 1981
No cóż, lekko
w tych murach nie było. Czasem byliśmy źli, nawet wściekli,
że np. nauczyciele surowi. Ale dzisiaj po latach: jakże się
cieszę, że tak właśnie było. Surowy prof. Rudnicki, słynny
„Antek” uratował mi życie na studiach, a biologii chyba nikt
z naszej klasy nie zapomni do końca życia. Po latach
doceniam wszystko, co mnie w tej szkole nauczono. I
wszystkim nauczycielom dziękuję.
To dobrze, że istnieją komputery. Może to, co napisałam
przeczyta moja przyjaciółka z klasy, Gosia Janus, która
mieszka w Stanach Zjednoczonych. Pozdrawiam Cię Gosiu.
Joanna Podgórska, matura 1982
Maturę
zdawałyśmy tak dawno, że aż wstyd się przyznawać kiedy. A że
nasze Liceum bardzo cenimy, niech świadczy choćby to, iż
zmobilizowaliśmy się aby obchodzić trzydziestolecie naszej
klasy. I nawet armata grzmiała na tej imprezie, pamiętacie?
W szkole było całkiem sympatycznie, ale chyba najmilej
wspominamy świetne wycieczki. Turystyka i edukacja w jednym.
Zabierali nas na te wycieczki: prof. Ruszniak i
Świerczyńska. Dziękujemy wszystkim naszym nauczycielom.
Lucyna Morawska (Fiutek), Elżbieta Cichoń (Skuczyńska)
matura 1971 r.
NASZ ROCZNIK
2004- „WSTRZĄŚNIĘTY, NIEMIESZANY”
Kiedy kreślę tych kilku słów o moim roczniku, jestem już
poważnym studentem filologii polskiej (o ile w wieku 19 lat
można wyglądać poważnie). I cóż mogę napisać w paru zdaniach
o tych czterech latach naszej bytności w LO. Reja w
Jędrzejowie. Byliśmy ostatnim rocznikiem idącym tzw. „
starym systemem”. Po nas przyjść miała młodzież wychowana w
sześcioletniej podstawówce i trzy-letnim gimnazjum, by
zbliżyć nasze szkolnictwo do europejskiego. Dlaczego nie na
odwrót? To już nie jest pytanie do rocznika Matura 2004. Ale
moim skromnym zdaniem w przyszłości nie czeka nas nic
przyjemnego. A nasz rocznik? No cóż… Był wytwornym
rocznikiem tworzącym szkołę wszędzie, nie tylko w jej
murach. Uroczystości szkolne, regionalne, wojewódzkie
konkursy, ogólnopolskie przeglądy nie odbywały się bez tegoż
rocznika Reja. Byliśmy zawsze lub prawie zawsze chętni do
pomocy (bo do nauki trudno nas było zagonić.) Współpraca z
nami, może nie zawsze łatwa, dawała efekty przekraczające
normy. Wśród sukcesów współtworzonych przez rocznik 2004,
wymienię choćby zdobycie w 2003 roku tytułu Super Szkoły +
dwa Super Talenty oraz Grand Prix na Rapsodaliach (Przegląd
teatralny) w 2004 roku.
Ogarnia mnie śmiech, kiedy słyszę jak to strasznie obecne
klasy maturalne trzęsą się ze strachu przed nową maturą.
Moja była przyjemnością; te dwa dni w życiu, to czas, kiedy
nauczyciele, nawet ci najbardziej zatwardziali, odzyskiwali
ludzkie twarze. Podchodzili do każdego z osobna, pytali:
„czy ci nie słabo, nie głodny jesteś, a gdy skończyły ci się
kanapki, przynosili ci swoje( pamiętam jak dziś, gdy pani
prof. Maria Orlef na egzaminie z historii donosiła mi
kanapki i picie). Matura naszego rocznika wcale nie była
upragnionym końcem 4-letniego koszmaru, lecz uwieńczeniem
więzi, jaka mogła się wywiązać wtedy, gdy pozna się szkołę
nie tylko z perspektywy szkolnej ławki. Dziwne, iż wypisuję
takie rzeczy, ja brany zawsze za
innowatora-buntownika-opozycjonistę. Prześmiewca, który
poprzez swój kabaret starał się nagiąć i obnażyć życie
wewnętrzne szkoły. Ale nawet największe wybryki uchodziły
nam (lub nie) na sucho, gdyż nić sympatii zawiązana między
nami , a naszymi wychowawcami i nauczycielami, miała w sobie
nutę partnerstwa, dialogu i zrozumienia. Tu nikt Cię nigdy
nie skreślał. Jak zwykło się mawiać cytując mojego prof. LO
„Nie skreślam cię, skarpety trza prać…”
Co niech będzie przestrogą dla przyszłych pokoleń: „czyste
skarpety- to świętość”.
Miłosz Pańtak, matura 2004
Grzegorz
Kurkowski - wspomnienia z LO
Byłem uczniem naszego Liceum w latach 1980-1984. Lata te
wspominam bardzo miło i uważam je za jedne z najlepszych w
moim życiu. Dzięki pobytowi w „ogólniaku” nie tylko zdobyłem
niezbędne wykształcenia by dostać się na studia, ale również
poznałem wielu przyjaciół i kolegów, z którymi utrzymuję
kontakt do dziś. Wraz z nimi staraliśmy się tworzyć wiele
pożytecznych przedsięwzięć w życiu szkoły takich jak np.
bodajże pierwsza w historii Liceum piłkarska liga piłki
nożnej halowej. Staraliśmy się również by ten czas upływał
nam wesoło i przyjemnie, dlatego też organizowaliśmy w
piwnicach częste dyskoteki a nasze „wygłupy” na prima
aprilis były znane nie tylko w „ogólniaku” ale również wśród
uczniów i słuchaczy Liceum i Studium Nauczycielskiego.
Bardzo miło wspominam większość nauczycieli z moją
wychowawczynią pierwszych dwóch klas profesor Maria Kolasą
na czele. Do dziś pamiętam również spory z najnowszej
historii Polski, które toczyłem, wraz z kolegami, z panią
profesor Teodozją Świerczyńską. Była ona wspaniałym
pedagogiem jak również profesor Henryk Orlef, któremu bardzo
dużo zawdzięczam. Można by było wymieniać kolejne nazwiska
naszych wspaniałych profesorów lecz to tylko krótkie
wspomnienia. Cieszę się, że wybrałem właśnie „ogólniak” na
swoją szkołę średnią, do którego już uczęszcza obecnie moja
starsza córka (kiedy te lata minęły?). |